„Przeżyte chwile,
Zapamiętane obrazy
I słowa – są jak
odcienie, które tworzą
tło życia…”
Maria Balcer „Odcienie”, fragment
Są tacy, którzy mają dużą wrażliwość, są tacy, którzy potrafią zamknąć w słowa rzeczy ulotne. Poeci…
We wtorkowe popołudnie 25 czerwca w Bibliotece Publicznej swoją twórczość zaprezentowała Maria Balcer, mieszkanka Przytkowic.
Absolwentka Filologii Polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, pracowała jako nauczycielka języka polskiego w szkole w Stanisławiu Dolnym i Przytkowicach. Obecnie, kiedy zakończyła aktywność zawodową, więcej czasu może poświęcić swojej pasji.
Autorka pisze wiersze od czasów licealnych, ale dopiero od niedawna publikuje. Uprawia poezję i prozę. Wydała tomik wierszy „Taki rok” – zbiór wierszy, które powstały w okresie pandemii, od marca 2020 do maja 2021 roku. Jest także autorką opowiadania „Stara droga” – opowieści o mieszkańcach jednej z uliczek Przytkowic, którzy odeszli, ale trwają we wdzięcznej pamięci żyjących. „Stara Droga” jest dedykowana sąsiadom i znajomym Marii:
„Chodzę tą droga od dzieciństwa. Znam każdy jej kawałek, każde obejście przy drodze. I ludzi. Ale chodzić nią lubię coraz mniej… Bo i ludzi, tych, którzy byli „od zawsze”, przy tej starej drodze, mniej…”
POD POWIEKĄ
Rzadko zaglądam w stare miejsca,
gdzie beton wyrósł zamiast drzewa;
parasol gruszy cień tam dawał,
w błękicie gdzieś skowronek śpiewał.
W letnie wieczory zapach kwiatów
mieszał się z wonią od złotych pól,
gromadka roześmianych krewnych
wciąż obsiadała w ogrodzie stół.
Jabłka jak wonne, złote kule,
śliw łzy żywiczne, świeże mleko
i ludzie, którzy gdzieś zniknęli…
wszystko to noszę pod powieką…
I czasem spłynie to łzą cichą,
i czasem we śnie – żywi oni,
a rankiem po nich pozostaje
soli okruszek w pustej dłoni…
Dużym walorem opowiadania „Stara Droga” są liczne zdjęcia mieszkańców, co sprawia, że może je traktować jako swoisty dokument minionego czasu.
Maria Balcer aktualnie współpracuje z wydawanym w Kalwarii Zebrzydowskiej magazynem literacko-artystycznym „Nihil Novi” redagowanym przez Stanisława Chyczyńskiego i „Kalwariarzem”- pismem Towarzystwa Przyjaciół Kalwarii Zebrzydowskiej, a także z „Kurierem Lanckorońskim”.
Publikuje swoje wiersze, opowiadania, recenzje.
W 2021 roku Trafiła do almanachu polskiej poezji religijnej „A Duch wieje kędy chce” (Lublin 2021). Jej teksty ukazały się także w poznańskim ”Protokole Kulturalnym”.
Wtorkowe spotkanie w Bibliotece zgromadziło sporą grupę zainteresowanych(46 osób) – bliskich, przyjaciół, koleżanek z pracy, znajomych, twórców lokalnych i zwolenników poezji. Wprowadzenia dokonał Stanisław Chyczyński – naczelny redaktor Nihil Novi. A potem zanurzyliśmy się w rzekę poezji… Wybrane wiersze czytała Autorka i jej znajomi. Nie zabrakło także muzyki, o oprawę muzyczną zadbał absolwent szkoły muzycznej, Nikodem Kondela.
Całość dopełnił pokaz zdjęć Autorki. Piękno przyrody w różnych odsłonach pór roku, pejzaże, znajome widoki, panoramy – to, co bliskie sercu – Mała Ojczyzna.
Refleksje po spotkaniu? – Miło, kameralnie, swojsko. Życzliwość, niespieszność, zwyczajność.
Właśnie: „zwyczajność” – za tym tęsknimy, bo, jak powiedziała Pani Zuzanna, obecna na spotkaniu: „dzisiaj zwyczajność jest w cenie”.
Marysi gratulujemy i dziękujemy za spotkanie. Życzymy weny twórczej i wielu pięknych wierszy.
Wszystkim uczestnikom dziękujemy za obecność, współtworzyliście Państwo to niecodzienne wydarzenie.
Zapraszamy do sięgnięcia po twórczość Marii Balcer, naszej rodzimej pisarki.
Jej utwory znajdziecie Państwo w naszej Bibliotece.
Bogusława Moskała
LETNIE WIERSZE
Jesienią będę dobierać
starannie każde słowo,
rozmyślać będę o zmierzchu
z nostalgia, zaduszkowo.
Latem słowa mi tańczą
kwiatowo i wiśniowo,
niosą mnie gdzieś hen – w chmury
i jakoś mi tak – baśniowo…
Czasem w obłokach błyśnie
iskra uczucia jak gwiazda,
to znowu z chmur wysokich
jak bocian wracam do gniazda.
Latem w marzeniach wedruje
z herbatą mrożoną, kawą
i słowa nade mną tańcza
– są lekką, letnią zabawą.
I by mnie nie poniosło tam,
gdzie się chadza za młodu,
dorzucam gałązkę mięty
z kolejną kostką lodu…
LATEM
Pod kopułą błękitu
w czterech ścianach
ażurowej zieleni
pod słonecznym kandelabrem
w świątyni
uczynionej ręką Najwyższego
gdzie kos w wytwornej czerni
z towarzyszeniem chóru
Braci skrzydlatej
Do muzyki świerszczy
Wykonuje swa pochwalną pieśń
modlitwa
nabiera nowego znaczenia
a pytania o sens
tracą sens
NAMALOWAŁAM MIŁOŚĆ
Wschód słońca na cztery ręce
podany na śniadanie
i chleb który jak miodem
szczęściem posmarowany
chwile na pół dzielone
kontrastem światłocienia
detal równie istotny
tak jak ważna jest całość
cienie się bezszelestnie
plączą w złotej godzinie
słonecznego konania
iskry w czterech źrenicach
POTRZEBNI SOBIE
Choć
Jak ogień i woda
Odcień czerni i bieli
Ty i ja
Chociaż wszystko
Nas dzieli
Choć to zakrawa na cud
Szukamy sobie
Wciąż sobie potrzebni
jak upał i chłód.
GALLUS GALLUS DOMESTICUS (KURA DOMOWA)
Nudząc się na podwórku raz,
domowa kura,
podziwiała jaskółki
śmigłej lotne pióra,
a skoro rzeczywistość
grajdołka jej zbrzydła,
postanowiła kura
wypróbować skrzydła.
Widząc, że nawet orły
pod górkę miewają,
a gęsi, choć ciężkawe,
w górę się dźwigają,
pomyślała: „Raz kurze dusić się w rosole”,
z wdziękiem machnęła skrzydłem,
wznosząc się nad pole.
Choć przez chwilę latanie
było dość przyjemne,
zakręciło się w głowie wnet
kurze przyziemnej…
i cóż, że lotne skrzydła
i niezłe ma pióra?
Daleko nie poleci
– wszak to tylko kura…
MAESTRO – DYRYGENT – KOMPOZYTOR
Letni, niedzielny, wczesny wieczór. Leżak w ogrodzie zanurzonym w cywilizacji. Biesiadna kakofonia. Ani chwili dłużej! Wlokę ten leżak jak najdalej, gdzie oczy poniosą.
I już. Nade mną błękit usiany drobnym, zielonym szeleszczeniem, przede mną żywa, zielona ściana. Na południu – przymglone, łagodne szczyty Beskidów. Od strony zachodu – nitki złota między trawami.
Pod zamkniętymi powiekami oranż i czerwień. Powietrze pachnie lipowym kwiatem i kłosami zielonych jeszcze zbóż.
Cywilizacja gdzieś tam w oddali, mocno stłumiona i nagle – obojętna. Ma się pewność, że jest. Nieszkodliwa.
Zamknięcie oczu jak włączenie ciszy. Do szumu nad głową dołączają owadzie brzęczenia, ptasie gwizdy, świsty, kląskania, trele, stukotania, wrzaśnięcia bażancie… tyle tego! Coraz więcej, coraz głośniej, cisza zewsząd tętni odgłosami. Płynę przez tę ciszę-muzykę, zanurzam się w niej, chłonę ją, współgram, coś we mnie rezonuje, odmierza takty sercowa sekcja rytmiczna. I trwa ten koncert ciszy-muzyki we mnie, nade mną, wszędzie – aż po wieczorny chłód.
Czerwień-oranż pod powiekami zmienia się w szarość-granat. Otwieram oczy; nad trawami sieją się pastelowe chmury, nad głową to samo drobnozielone szeleszczenie. Cisza nadal gra, przecież to koncert na żywo, nieustanny koncert muzyki ziemi, przestworzy, życia.
Ma się nieodpartą chęć, by podziękować, pochwalić , pokłonić się kompozytorowi, dyrygentowi. Nie ma Go? No, jak to – nie ma?!
ODCIENIE
Owadów ton wysoki
uparta ptasia kłótnia
deszczu rytm
i szept liści
szum kosodrzewiny
pierwszych niepewnych
kroków odgłos
ciche gaworzenie
łoskot fal
mew okrzyki
szmer piasku w klepsydrze
cisza jest jak muzyka
ma wiele odcieni
słuchaj
nim zapanuje
ta absolutna
Wiersze wybrane z tomiku „Taki rok’ autorstwa Marii Balcer.